niedziela, 21 kwietnia 2013

Piękny. Aston Martin Vanquish AM310

Większość osób kojarzy markę Astron Martin z serią filmów z tajnym agentem MI6 w roli głównej i nie ma w tym nic złego, jednakże historia marki sięga początku XX wieku i słynie z produkcji luksusowych i jednocześnie sportowych (lub na odwrót) aut, a pierwszym Astronem, którym jeździł James Bond był Astron DB5.

Astron Martin Vanquish to już druga generacja wypomnianego modelu, pierwsza była produkowana od 2001 do 2007 roku (wersje Vanquish i Vanquish S).

Na "nowego" Vanquisha czekaliśmy 5 lat, debiut przypadł na rok 2012.  Trzeba przyznać, że Astron przyłożył się do pracy i zaprezentował bardzo udany model.

Vanquish AM310 zachowuje tradycyjną linię nadwozia jak przystało na pełnoprawnego Astona, jednakże widoczne są duże zmiany w stylistyce w porównaniu z poprzednim modelem, które są widoczne na pierwszy rzut oka. Uwagę przykuwa agresywny przód i muskularny tył, który jednoznacznie sugeruje, że auto to coś więcej niż tylko ładne coupe.

Gdyby Vanquish było kobietą, mógł by jeździć tylko nocą - nie da się ukryć, że AM310 emanuje seksowną stylistyką, co niektórzy, od samego patrzenia mają grzeszne myśli, a jeszcze nie wspomniałem co kryje się pod maską nowego Vanqusiha.

Sercem Astona jest dwunastocylindrowy wolnossący silnik w układzie V o pojemności 5.8 litra generujący sporo, bo aż 565KM. Całą moc przekazuje na tylne koła sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów, z możliwością sekwencyjnej zmiany biegów oraz trybem sportowym, który agresywniej zmienia i redukuje biegi podczas jazdy.  Powyższe połączenie silnika i skrzyni biegów pozwala na przyspieszenie do 100km/h w trochę ponad 4 sekundy! Co jest bardzo dobrym wynikiem, nawet, jeżeli nie bierzmy pod uwagę faktu, że Vanquish łączy w sobie dwie odmienne natury sport i wygodę.

Życzyłbym sobie, więcej takich aut, nie tylko w salonach dealerskich, a także na drogach, równie polskich.

Artykuł dedykowany, dla osoby, której druga miłość nosi takie samo imię jak samochód zaprezentowany wyżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz